Kim Dzong Un w sekrecie podjął decyzję dotyczącą broni nuklearnej. Czeka na wyniki wyborów i ewentualną wygraną Trumpa
Kim Dzong Un od wybuchu wojny na Ukrainie nasila retorykę wojenną. W grudniu 2023 roku stwierdził, że nie zawaha się przeprowadzić ataku atomowego, jeśli "wróg" sprowokuje go za pomocą broni nuklearnej. W maju tego roku dyktator straszył: "Aby sprostać niestabilności strategicznej w regionie i na całym świecie spowodowanej jednostronnym działaniem USA, jesteśmy zmuszeni rozważyć niezbędne posunięcia na rzecz poprawy ogólnego odstraszania nuklearnego". Broń nuklearna bez wątpienia jest prawdziwą obsesją Kim Dzong Una. Czy to ma szansę się zmienić? O dziwo pewien były północnokoreański dyplomata, który zbiegł z komunistycznego skansenu przekonuje, że tak. Ri Il Ju, były pracownik ambasady Korei Północnej na Kubie, w listopadzie 2023 roku uciekł z żoną i dziećmi do Korei Południowej. Teraz udzielił wywiadu Agencji Reutera.
Kim Dzong Un jest skłonny kontynuować rozmowy o denuklearyzacji. Ma jednak listę żądań
Były dyplomata Korei Północnej stwierdził, że Kim Dzong Un chce wznowić negocjacje nuklearne ze Stanami Zjednoczonymi, ale tylko wtedy, jeśli Donald Trump zostanie ponownie wybrany na prezydenta. Przypomnijmy, że za prezydentury Trumpa odbywały się jego spotkania z Kimem w sprawie denuklearyzacji, jednak nic nie zostało tak naprawdę ustalone i osiągnięte. Według Ri Il Ju stało się tak, bo siłą rzeczy mało bywały w świecie Kim wystawił do rozmów z Amerykanami dowódców wojskowych nie mających pojęcia o dyplomacji i tego rodzaju rozmowach. "Kim Dzong Un nie wie zbyt wiele o stosunkach międzynarodowych i dyplomacji, ani o tym, jak dokonywać strategicznych osądów" - powiedział Ri. Teraz podobno Kim chce spróbować jeszcze raz. Ale jego warunki to nie tylko prezydent Trump, ale też zniesienie sankcji i wykreślenie Korei Północnej z listy państw sponsorującego terroryzm, a także uzyskanie pomocy gospodarczej od Zachodu. W zamian za to ambicje nuklearne dyktatora mają zostać poskromione.